Każdy kto mnie dłużej zna wie, że jestem żelkożercą. Nieważne ile żelków kupię, dostanę… Wciągam jak leci, ile się weźmie w dłoń. Ulubione? Wszystkie, poza tymi barwionym na niebiesko. Najchętniej te barwione skondensowanym sokiem owocowym, bardziej naturalne, mniej słodzone. Te o smaku Coca-Coli? Zawsze! A żeby było zdrowiej – od czasu do czasu robię żelki sama. Szybko i prosto!
Wegan poproszę o wstrzymanie się od pisania o tym skąd pochodzi żelatyna i jak jest robiona. Myślę że każdy z nas, jedzący świadomie, doskonale sobie zdaje sprawę że żelatyna to nie jest sztuczny chemiczny wymysł koncernów spożywczych, tylko wykorzystane do cna odpady pozostałe po produkcji mięsa. Hipokryzją w tym momencie byłoby jedzenie steku czy schabowego i unikanie żelatyny w diecie.
Z resztą, żelatyna wcale nie jest taka straszna. To mieszanka białek i peptydów uzyskanych przez częściową hydrolizę (czyli chemiczne uwodnienie) kolagenu. Kolagen obecny jest w skórze, chrząstkach, kościach – zarówno u zwierząt, jak i u nas. Z wiekiem zmniejsza się nasza zdolność do jego produkcji i syntezy. Zmarszczki, łamliwe paznokcie, ból stawów, matowe włosy, zmęczona cera, sztywniejsze mięśnie… Z zewnątrz uzupełniamy te widoczne braki kremami, balsamami, kolagenowym serum . Od wewnątrz – najszybszym sprzymierzeńcem w naszej nierównej walce z upływającym czasem jest właśnie żelatyna (albo gotowe apteczne suplementy diety).
Żelatyna jest źródłem białka (to około 84% całej żelatyny!) – niepełnowartościowego, czyli nie ze wszystkimi aminokwasami niezbędnymi człowiekowi, ale jednak. Jest łatwostrawna – bez tłuszczu i węglowodanów, można jeść ją i na diecie odchudzającej niskowęglowodanowej, i w diecie wątrobowej, i diecie niskoglikemicznej. 100g żelatyny to około 345kcal.
Jeden z jej głównych aminokwasów, prolina, niezbędny nam jest do produkcji kolagenu, który stanowi 90% budulca stawów i kości. Żeby żelatyna mogła uzupełnić nasze braki i mieć faktyczny wpływ na nasze kości i ruchomość stawów, potrzeba wykorzystać 33g żelatyny (4g proliny) na jedną osobę dorosłą – to dawka dobowa. W przeciwieństwie do tak lubianego przez wegan żelującego agar-agar, żelatyna nie ma właściwości przeczyszczających.
Colę wlewamy do rondelka, wsypujemy cukier i wlewamy sok z cytryny, zagotowujemy. Gotujemy do odparowania połowy płynu – powinno go zostać 150ml.
Wbrew masie przepisów na żelki, które krążą po polskich blogach, nie wystarczy samo zażelowanie coca-coli! Nie używamy koncentratu, tylko gotowy, mocno rozwodniony napój. Musimy go odparować żeby uzyskać mocny smak. W innym wypadku skończycie co najwyżej z żelkami o kolorze coli.
Jeśli macie syrop do samodzielnego rozcieńczania napoi o smaku coli możecie go użyć zamiast robienia własnego ‘koncentratu’. Do 110ml coli wlewamy 40ml syropu dla uzyskania mocnego smaku – do tej mieszanki dodajemy sok z cytryny, cukier już niepotrzebny. Podgrzewamy do zagotowania i dalej postępujemy jak w przepisie.
Żelatynę wsypujemy do dzbanka z dziubkiem, takiego, żeby łatwo nam się z niego nalewało do pojedynczych foremek. Zalewamy żelatynę 5 łyżkami zimnej wody, mieszamy i zostawiamy na 5 minut– żelatyna napęcznieje, uwodni się, zacznie proces żelowania i szybciej rozpuści się w gorącym płynie.
Gorącą, odparowaną colę z dodatkami wlewamy do żelatyny, całość dokładnie mieszamy. Na wierzchu utworzy się jasna piana – to nie piana z Coca-Coli, ale piana z pyłków żelatyny, które nie ulegną rozpuszczeniu. Jeśli chcemy mieć pięknie krystaliczne i klarowne żelki , pianę należy dokładnie ściągnąć łyżką z powierzchni płynu.
Nigdy przenigdy nie gotujemy żelatyny – wysoka temperatura osłabia jej właściwości żelujące. Zawsze najpierw żelatynę zalewamy niewielką ilością wody i zostawiamy do rozpulchnienia, a potem zalewamy gorącym płynem.
Gotową i oczyszczoną z piany mieszankę przelewamy do silikonowych foremek – u mnie to specjalne foremki do czekoladek, ale możecie wykorzystać wszystkie silikonowe foremki, np. te do lodu. Ważne, żeby były silikonowe – łatwiej wycisnąć z nich żelki i nie zniszczyć ich kształtu.
Napełnione foremki wstawiamy do lodówki i zostawiamy nasze żelki do pełnego stężenia. Wystarczą dwie godziny, ja najczęściej trzymam je około 6-7 godzin, albo przez noc – gdy żelki robię wieczorem. Po wyjęciu z foremek żelki trzymamy w pudełku, w lodówce. Wytrzymają około tygodnia (taaaa, jasne!). Podsumowując – dzięki diecie bogatej w żelki wszelkiej maści mam 35 lat i prawie żadnej zmarszczki. To co dziewczyny, już wiecie jakie słodycze będą miały u Was największe branie?
SKŁADNIKI
- 300ml Coca Coli – 150ml po odparowaniu
- 3 łyżki soku z cytryny
- 1,5 łyżki drobnego cukru (biały lub brązowy)
- 8 płaskich łyżeczek żelatyny (40ml)
- 5 łyżek zimnej wody
2 komentarzy na temat “Domowe żelki o smaku coca-coli”
nawet sobie nie wyobrażasz, jakie mam na nie teraz ochotę! Pięknie są i aż wołają “chodź, zjedz mnieeeee!”, Argh!
Jak dojdzie Twoja paczuszka i po nią wpadniesz to zrobię nową porcję, obiecuję 🙂