Hygge, scandi, nordi… A jedliście coś naprawdę skandynawskiego?
Ten wieniec zrobiłam z ciasta drożdżowego z szafranem i kardamonem – z dokładnie takiego ciasta Szwedzi robią Lussekatter – tradycyjne bułeczki podawane na śniadanie w dzień świętej Łucji. Wieniec nadziany jest masłem z dodatkiem cynamonu, imbiru, mielonego kardamonu i skórki startej z klementynki. Nie wyszłam z kuchni do czasu aż nie skończyło się piec – zapach jest cudowny. Przepyszne, proste i efektowne ciasto!
Dzień świętej Łucji to w Szwecji wyjątkowe święto – na północy zimowe dni są bardzo krótkie, a noce zdają się nie mieć końca. Dzień świętej Łucji to dzień światła. Tego dnia na ulicach w całej Szwecji odbywają się pochody Luciatåget, w filharmoniach, kościołach, szkołach koncerty i występy chórów. Na czele pochodu idzie najładniejsza mieszkanka miasta, uczennica szkoły albo parafianka – młoda, świeża i piękna – z wieńcem świec na głowie i świecą w dłoniach. Za nią śpiewający, ubrany na biało orszak z latarniami, lampionami i świecami. Biel, czystość – światło w mroku – przyznajcie że to piękna metafora.
Skąd bułki na śniadanie? Najstarsza wzmianka o obchodach tego święta i charakterystycznych bułeczkach pochodzi sprzed 250 lat – w grudniu 1764 roku przez miejscowość Horn przejeżdżał podróżnik, który zatrzymał się na nocleg w miejscowej gospodzie. Rankiem, dokładnie w dniu 13 grudnia, obudziła go młoda, piękna dziewczyna – na głowie miała wianek ze świec, podała mu na śniadanie mocną kawę i słodkie bułeczki. Turysta był tak oczarowany widokiem i śniadaniem, że wszędzie gdzie się nie pojawił opowiadał co widział i co jadł. Ta opowieść to najstarsza w Szwecji spisana wzmianka o tym święcie.
Lussekatter, czyli charakterystyczne bułeczki zawinięte w kształt literki S mają dwojakie znaczenie – raz nazywane są oczami Łucji (dziewicy i męczennicy – św. Łucja wydłubała sobie oczy żeby się oszpecić, kiedy nie chciała wyrzec się swojej wiary i została za to zamknięta w domu publicznym), raz kotkami Szatana. Skąd te kotki? Legenda niemiecka z siedemnastego wieku mówi, że po ulicach chodził sam Szatan w przebraniu kota i niegrzecznym dzieciom rozdawał srogie baty. W tym samym czasie grzeczne dzieci dostawały od Jezusa bułki – słodkie, słonecznie żółte – bo jak wiadomo to noc jest porą zła, a diabeł miał bać się światła. Szafranowe bułeczki miały stanowić ochronę przed złym duchem.
Tyle historia, tradycja i legendy, pora na mój przepis 🙂
CIASTO
W rondelku rozpuszczamy masło, wlewamy do niego mleko i zagotowujemy. Zdejmujemy z ognia, wsypujemy cukier, sól, dodajemy nasiona wanilii i nitki szafranu. Zielone owoce kardamonu obieramy tak, żeby zostały nam same nasionka z ich środka i ucieramy je na pył w moździerzu. Dodajemy do mleka. Mleko z masłem i przyprawami mieszamy i zostawiamy do ostudzenia.
Gdy mleko będzie już tylko lekko ciepłe, około 37-40⁰C, dodajemy do niego drożdże i dokładnie je rozpuszczamy. Wsypujemy mąkę –na początek 220g i wyrabiamy ciasto. Powinno być miękkie, gładkie, sprężyste i elastyczne – jeśli bardzo się klei i nie chce formować w kulę, nie odstaje od ścianek miski, dodajemy po odrobinie mąki i wyrabiamy dalej. Wyrobione ciasto formujemy w ciasną kulę, odkładamy do miski, przykrywamy wilgotną ściereczką i zostawiamy w ciepłym miejscu do czasu podwojenia objętości.
NADZIENIE
Miękkie masło ucieramy z cukrem, cynamonem, imbirem, nasionami wanilii i skórką startą z połowy dobrze umytej i sparzonej wrzątkiem mandarynki. Ponownie obieramy i tłuczemy w moździerzu kardamon, dodajemy go do masła.
Ciasto wyjmujemy z miski na lekko podsypany mąką blat lub stolnicę i wałkujemy na duży prostokąt, około 55 na 26cm. Na cieście cienko rozsmarowujemy masło z dodatkami i zawijamy ciasto w jak najbardziej ciasny rulon. Rolujemy go kilka razy po blacie do zlepienia i wyrównania, lekko przy tym rozciągając ciasto do boków.
Gotowy wałek ciasta rozcinamy bardzo ostrym nożem na równe połowy. Składamy połowy obok siebie, rozcięciem do góry. Przekładamy sznury ciasta jeden nad drugim, tworząc w ten sposób luźny warkocz. Zlepiamy końce ciasta i mamy gotowy wieniec. Wieniec nakrywamy folią lub lnianą ściereczką i ponownie odstawiamy go w ciepłe miejsce na godzinę – ciasto musi podrosnąć i się napuszyć.
Rozgrzewamy piekarnik do 200⁰C, grzanie góra-dół, bez termoobiegu. Wieniec pieczemy na środkowej półce piekarnika przez 20-25 minut, do lekkiego zrumienienia. Gotowe ciasto ostrożnie zdejmujemy z blachy i studzimy. Ciężko jest odejść od rozgrzanego, cudownie pachnącego pieca, naprawdę… 🙂
To ciasto najlepiej smakuje na świeżo – jeszcze lekko ciepłe, mocno pachnące, podane z kubkiem mleka, herbatą lub kawą. Wieniec szybko znika ze stołu, dlatego warto od razu upiec go z dwóch porcji – co dwa ciasta to nie jedno! 😉 Niech Was raczej nie kusi robienie jednego ogromnego wieńca z podwójnej ilości składników – z uwagi na tłuste nadzienie ciężko będzie kontrolować stan jego wypieczenia, może się za mocno zrumienić, a w środku zostanie niedopieczone.
CIASTO NA WIENIEC O ŚREDNICY ok. 24cm
- 220-250g mąki pszennej typ 500-550
- 12g świeżych drożdży
- 125ml mleka
- 50g masła
- 25g cukru
- ½ łyżeczki soli
- 2 spore szczypty nitek szafranu
- ziarna wyskrobane z połowy laski wanilii
- 6 całych ziaren kardamonu
SKŁADNIKI NADZIENIA
- 50g miękkiego masła
- 25g cukru
- 1 płaska łyżeczka cynamonu
- ½ łyżeczki mielonego imbiru
- 6 całych ziaren kardamonu
- ziarna wyskrobane z połowy laski wanilii
- skórka otarta z połowy mandarynki