Podstawą pasztetu jest jak najświeższe, jak najlepszej jakości mięso – u mnie to mieszane mięso wołowe i wieprzowe, każde o innej zawartości tłuszczu, innej długości i twardości włókien mięśniowych – o innym smaku, i wieprzowa wątróbka. Dopiero taka mieszanka daje nam pełny, mocny smak pasztetu który dodatkowo podbijamy i wykańczamy przyprawami. Jak upiec pasztet żeby zawsze był lekki i wilgotny? Sprawdźcie!
Zrobienie pasztetu nie jest trudne, ale jest czasochłonne. Pracę dzielimy sobie na dwa dni – zaczynamy wieczorem pierwszego dnia, schładzamy składniki przez noc i pracujemy – mielimy, doprawiamy i pieczemy pasztety – na drugi dzień. To duża porcja – możecie zrobić pasztety z połowy składników. Z podanej w przepisie ilości składników wyszły dwa wysokie pasztety w keksówkach 26/12cm i jeden mały 20/10cm.
I DZIEŃ
Wszystkie mięsa (poza wątróbką i słoniną wędzoną) wyjmujemy z lodówki i doprowadzamy do temperatury pokojowej. Kroimy je w grubą kostkę, taką, jaka zmieści nam się do maszynki do mielenia mięsa, usuwamy ewentualne chrząstki i błony, ale nie oczyszczamy mięsa z tłuszczu – to główny nawilżacz i nośnik smaku naszego pasztetu.
Warzywa obieramy – marchewki i pietruszkę kroimy na pół, selera i cebulę na ćwiartki. Szykujemy garnek, w którym zmieszczą się wszystkie mięsa i jarzyny oraz dużą patelnię. Na patelni rozgrzewamy po 2-3 łyżki smalcu, powinien pokrywać patelnię cienką warstwą i na średnim ogniu obsmażamy mięso, po kilka różnych rodzajów na raz, do lekkiego zrumienienia.
Pilnujcie, żeby mięso nie puściło wody i nie zaczęło się dusić – ma się szybko zamknąć i leciutko podsmażyć, a nie dusić. Nie wrzucajcie za dużo na raz na patelnię, nie róbcie na niej tłoku. Smażymy i zamykamy po kolei całe mięso, wykorzystujemy do smażenia pozostały tłuszcz, a przesmażone mięso przekładamy do garnka.
Na patelnię po smażeniu mięsa wrzucamy cebule w ćwiartkach i rumienimy. Zdejmujemy je do garnka, a patelnię deglasujemy szklanką wody – zawartość patelni wlewamy do garnka. Dodajemy kolejne cztery szklanki wody (1 litr), wrzucamy do mięsa naszykowane wcześniej jarzyny, ziele angielskie, jałowiec, laur, pieprz w ziarnach. Garnek przykrywamy pokrywką i zawartość doprowadzamy do wrzenia.
Gotujemy mięso przez 2 godziny na niewielkim ogniu pod uchyloną pokrywką co jakiś czas mieszając, na 3 godzinę gotowania pokrywkę zdejmujemy i odparowujemy przez ten czas 1/3 płynu. Zostawiamy mięso do ostygnięcia i stężenia w płynie w którym się gotowało, schładzamy.
II DZIEŃ
Wyjmujemy schłodzone mięso z galaretką która powstała. Połowę warzyw wyrzucamy, połowę zostawiamy do zmielenia (cebula się porozpada podczas gotowania, a selera nie mielimy). Wyciągamy z mięsa liście laurowe, reszta przypraw bez problemu zmieli się razem z mięsem. Namaczamy w 2 szklankach mleka pokrojone czerstwe kajzerki.
Wątróbkę kroimy w dwucentymetrowe plastry i namaczamy w pozostałym mleku. Po godzinie jedno i drugie odcedzamy, wątróbkę osuszamy na papierowym ręczniku, panierujemy w mące i szybko obsmażamy z obu stron na mocnym ogniu po dwie minuty na stronę, nie więcej. Powinna zostać w środku mocno krwista.
Na drobnym sitku mielimy ugotowane mięso z zawartością garnka (galaretką), połowę ugotowanych warzyw, podsmażoną wątróbkę i odciśnięte z mleka bułki. Na sicie o średnich oczkach robimy to dwukrotnie, a trzeci raz przepuszczamy masę przez sito najdrobniejsze – tzw. pasztetowe.
Masę doprawiamy. Mocno pieprzymy i mocno solimy. Ścieramy na drobnej tarce gałkę muszkatołową w całości – ta mielona też jest dobra, ale do pasztetu taka pasuje lepiej – jest bardziej aromatyczna i w przeciwieństwie do mielonej nie jest gorzka. Ziele angielskie, jałowiec i kolendrę mielimy na pył w moździerzu z odrobiną soli i dodajemy do masy mięsnej. Wlewamy alkohol, wszystko dokładnie mieszamy.
Pasztet to ten rodzaj mięsnych przetworów który musi być przyprawiony ‘za mocno’ – spróbujcie surowej masy, wszystko powinno w niej być zbilansowane, ale mocno wyczuwalne. W czasie pieczenia i stygnięcia te aromaty zanikają i stają się słabsze. Próbujcie, cały czas sprawdzajcie ile jeszcze czego dosypać.
Rozgrzewamy piekarnik do 190⁰C. Gdy masa jest już dobrze doprawiona dodajemy do niej żółtka a białka ubijamy na sztywną pianę. Pianę mieszamy z masą mięsną. Przekładamy masę do wysmarowanych smalcem i wysypanych tartą bułką form keksówek, których dno wykładamy cieniutkimi paskami wędzonej słoniny. Masę dociskamy i wyrównujemy dłonią tak, żeby pozbyć się z niej powietrza. Na wierzchu kładziemy po kilka plasterków surowej słoniny.
Możecie też – jak ja tutaj w fotografowanym pasztecie– wyłożyć część masy i wyrównać, a na nią położyć pocięte śliwki kalifornijskie, morele, albo ugotowane suszone prawdziwki, podgrzybki, suszone pomidory lub zielony marynowany pieprz. Na nie nakładamy pozostałą masę i postępujemy dokładnie tak samo, jak wyżej.
Wstawiamy pasztety na środkową półkę rozgrzanego piekarnika i pieczemy w 190⁰C przez 80minut. Po czym poznać że pasztet jest już upieczony? Z wierzchu powinien być zarumieniony, a jego boki będą widocznie odchodzić od formy. Wyłączamy piekarnik i pasztety studzimy. Schładzamy w lodówce. Na drugi dzień wykrawamy boki z formy, na wszelki wypadek, żeby nic się nie odłamało, a formę obracamy nad deską i wyklepujemy pasztet ze środka.
Jest naprawdę idealny – podsmażenie i duszenie mięsa zachowuje całą jego soczystość. Używamy też płynu-galaretki i tłuszczu pozostałego z gotowania – to sam skondensowany smak. Pasztet jest miękki ale zwarty, lekki, da się kroić w plastry i smarować. Pyszny i wilgotny. Jeśli nie macie jeszcze ulubionego przepisu na pasztet – to może być właśnie ten. Spróbujcie!
KILKA WSKAZÓWEK
– Jeśli masa mięsna wyjdzie Wam za mokra, bo płyn z gotowania mięsa nie odparuje do odpowiedniej ilości albo zapomnicie go odlać, dodajcie do pasztetu 3 małe jajka S zamiast 4 jajek M i nie dolewajcie alkoholu, żeby masy jeszcze bardziej nie rozrzedzić.
Taki pasztet z rzadszej i zbyt mokrej masy przy pieczeniu może się wybrzuszyć i urosnąć jak ciasto – nie martwcie się na zapas, po upieczeniu powinien wrócić do swojej pierwotnej formy.
– Jeśli pasztet po 80 minutach pieczenia jeszcze nie odchodzi od formy i nie jest upieczony, zmniejszcie temperaturę pieczenia do 150⁰C i pieczcie go dłużej.
– Pasztet to nie biszkopt i otwieranie piekarnika nic złego mu nie zrobi – możecie spokojnie sprawdzać stopień upieczenia albo przykryć pasztet kawałkiem folii aluminiowej jeśli za bardzo się rumieni.
I DZIEŃ – smażenie i gotowanie
- 500g szynki wieprzowej albo mięsa z królika
- 500g pręgi wołowej lub antrykotu albo szynki z dzika
- 500g karkówki wieprzowej
- 500g łopatki wieprzowej
- 500g surowego boczku
- 200g słoniny surowej
- 2 cebule /250-300g
- 2 marchewki /150g
- 1 pietruszka /150g
- ½ średniego selera /200g
- 6 ziaren ziela angielskiego
- 6-8 kulek jałowca
- 4-5 liści laurowych
- 1 łyżeczka ziaren czarnego pieprzu
- 1/3 kostki smalcu do smażenia
- 1,2l wody
II dzień – wykańczanie
- 500g wątróbki wieprzowej (nie drobiowej, bo będzie za sucha)
- 150-200g słoniny wędzonej
- 4 jajka M
- 2 małe czerstwe pszenne kajzerki
- 3 szklanki mleka
- 5-6 łyżek mąki
- 2-3 łyżki smalcu do smażenia
DO DOPRAWIENIA
- sól (u mnie 3 płaskie łyżeczki)
- pieprz (2 płaskie łyżeczki)
- gałka muszkatołowa /w całości (zużyłam 1 całą sporą kulkę)
- sproszkowany imbir (2 pełne łyżeczki )
- 4 łyżki brandy
- 6 kulek ziela angielskiego startych na pył w moździerzu
- 1 płaska łyżeczka kolendry w ziarnach
- 6 kulek jałowca
OPCJONALNIE
- ugotowane suszone grzyby
- suszone pomidory
- śliwki kalifornijskie
- suszone morele
- marynowany zielony pieprz
11 komentarzy na temat “Pasztet klasyczny pieczony, nie tylko na święta – kruchy i soczysty”
Pingback: Najlepsze przepisy z blogów #3 | Boże Narodzenie - kuchniabazylii.pl
Czy naprawdę wątrobka z indyka “zepsuje” smak??
Nie korzystam z indyczych wątróbek, dużo bardziej smakuje nam wieprzowa – jest ciemna, zostaje odpowiednio krwista i nadaje TEN smak. Indyczą możesz wykorzystać do TEGO PASZTETU
Zastanawiałem się, czy skorzystać z tego przepisu, czy wybrać taki z przeł. XIX i XX w. Wygrał ten, jako bardziej sophisticated 🙂 Zrobię go na weekend. W związku z tym mam pytania:
— Brandy i inne przyprawy niewymienione w tekście głównym należy dołożyć w momencie, który opisuje akapit: “Masę doprawiamy. Mocno pieprzymy i mocno solimy. Ścieramy na drobnej tarce gałkę muszkatołową”…?
— Selera nie mielimy, tylko wyrzucamy? Podobnie, jak rozgotowaną cebulę? Czy to stanowi tę połowę, którą wyrzucamy?
— Czy w mieleniu chodzi o to, żeby otrzymać możliwie jednorodną, aksamitną masę? Bo jeśli tak, mógłbym – zamiast bawić się w te wszystkie sitka – użyć wolnoobrotowej wyciskarki do soków. Ma opcję robienia musów. Korzystam z niej robiąc masło orzechowe, makową masę do makowców itp. W mojej maszynce do mięsa średnie sitko ma 4,5 mm, a drobne 3 mm. Co będzie lepsze?
— Czy może Pani podać temperaturę upieczonego pasztetu? Zamiast technik organoleptycznych i potencjalnego czasu pieczenia wolę korzystać z termometru 🙂
— Nie znoszę na skórkach ciast, pasztetów i w ogóle niczego przypieczonej tartej bułki, korzystam więc z nowoczesnych foremek z dobrymi powłokami antyadhezyjnymi. W tym przypadku chcę jednak skorzystać z przynajmniej jednej małej foremki jednorazowej z aluminium (by móc jeden pasztet zjeść na gorąco na raz – nie ma nic lepszego pod Słońcem). Czy sądzi Pani, że jeśli nie posypię takiej formy bułką, to uda się wyciągnąć pasztetu bez jego uszkodzenia?
Przepraszam, że znowu mam pytania i marudzę… Pozdrawiam serdecznie.
Panie Marku!
– Brandy i resztę zaraz uzupełnię – dodajemy dokładnie w tym momencie o którym Pan pisze.
– Tak, to właśnie ta połowa warzyw 😉
– Powiem tak – też mam wyciskarkę na stanie, ale jeszcze nie próbowałam w niej robić pasztetu… Mimo tej jej “wolnoobrotowości:” boję się trochę żeby masa nie wyszła jak homogenizowane mięso na parówki, obawiam się że może się zagrzać. Ale kiedyś spróbuję 🙂 Na małej porcji.
– W życiu nie zmierzyłam temperatury pasztetu, zawsze sprawdzam zaglądając w foremkę – jak odstaje od boków i lekko górą wklęsło – jest ok. Zazwyczaj robię go tylko w standardowych keksówkach – stąd czas podany dla takich a nie innych foremek. Tak jak napisałam najczęściej to dwa duże pasztety i jeden mały – mały zaczyna odstawać od foremki widocznie wcześniej i wcześniej go wyjmuję.
– Bez bułki tartej pasztet też wyjdzie, tym bardziej z dobrej foremki 🙂 Zamiast bułki można formę tylko wysmarować smalcem albo wyłożyć samą cienko skrojoną słoniną. Świetnie się też sprawdza semolina albo grubsza mąka kukurydzana (do wysypania).
Ech, smaku mi Pan narobił a ja się dietą pudełkową odchudzam, nie ma sprawiedliwości… 😀
Dziękuję bardzo 🙂
Jeszcze jedno pytanie. I dzień. W składnikach słonina. Czy ją też obsmażyć i gotować?
Też – razem z całym mięsem.
Nie doceniamy dziś pasztetów. Kupując pasztet, nawet w dobrej garmażerni, dostajemy coś, co da się zjeść, ale niczym nas nie porywa. Tymczasem pasztet to potrawa wykwintna i skomplikowana. Przez stulecia – co najmniej od starożytnego Rzymu – przygotowywana przez wyspecjalizowanych rzemieślników, tzw. pasztetników. Jeśli nie mamy łatwego dostępu do naprawdę dobrego pasztetu, trzeba radzić sobie samemu… 🙂 Tak uczyniłem i skorzystałem z powyższego przepisu. Pasztet wyszedł aromatyczny i o złożonym, choć zbalansowanym – zarówno wyrazistym, jak i delikatnym – smaku. Zgodnie z sugestią zawartą w przepisie polecam mocne doprawienie i dosolenie, a nawet lekkie przeprawienie i przesolenie. To subtelna różnica, którą należy wyczuć, ale też decydująca o dobrym lub doskonałym pasztecie. Pamiętajmy, że to w końcu w większości „tylko” mielone mięso – za słabo doprawione będzie męczące i monotonne. Pasztet nie może być też suchy lub twardy. Ten – jeśli uważnie zastosujemy się do wskazówek w przepisie – pozostanie wilgotny i soczysty, ale nie mokry. W ogóle, jak wszystkie przepisy na tym blogu i ten jest przemyślany w najdrobniejszych szczegółach, których należy bezwzględnie się trzymać. Na przykład temperatura mielonego mięsa – po wychłodzeniu łatwiej się ono mieli, a tłuszcz równomierniej rozprowadza się z pozostałymi składnikami. Może są to niuanse, ale summa summarum decydujące o efekcie. Efekt zaś jest znakomity. Pasztet można kroić lub smarować, jeść jeszcze gorący ze świeżym, chrupiącym chlebem, jeść po wystygnięciu z dodatkami lub bez nich. Sprawdzi się też w kompozycji, np. do wyrazistych serów, ciemnego pieczywa (a nawet zupełnie czarnego – pumpernikiel) i kieliszka mocnego, czerwonego wina… W każdej formie pozostanie wykwintny i interesujący smakowo.
Dzień dobry, ilość mięsa która jest podana w przepisie jest całkiem spora. Na ile foremek i w jakich wymiarach jest to przepis?
Drugi akapit tekstu – “Z podanej w przepisie ilości składników wyszły dwa wysokie pasztety w keksówkach 26/12cm i jeden mały 20/10cm”.