Proste, syte i zdrowe danie – bo fasolka to sporo białka. Szybkie – bo naszykowane z fasolki z puszki, z żelaznych zapasów spiżarki. Świeże i lekkie, a marynowana fasolka to naprawdę wszechstronny dodatek! Można ją wykorzystać jako główny składnik śniadania, lunchu, zjeść na obiad , kolację – albo jako sałatkę do ryby lub jasnego mięsa. Mnie wystarczył tost z chleba na zakwasie i jajko w koszulce – to naprawdę genialny smak!
Fasolkę wyrzucamy z puszki na sito, dokładnie płuczemy pod chłodną bieżącą wodą, osączamy i przekładamy do miski. Wsypujemy posiekaną pietruszkę. Cebulę szalotkę obieramy i drobno kroimy. Kroimy w cienkie paski suszone pomidory. Jabłuszka kaparowe kroimy wzdłuż na połowy, a te – na cienkie plasterki. Pieprz marynowany rozgniatamy łyżką na mniejsze kawałki. Wszystko łączymy razem w misce.
Szykujemy sos – w małym blenderze lub w misce, używając trzepaczki. Wrzucamy miód, ocet winny i sok z cytryny. Mieszamy do rozpuszczenia miodu. Dodajemy przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku, suszoną bazylię i oregano. Stale mieszając zawartość miski wlewamy cienką strużką oliwę – jak do majonezu – i ubijamy do zemulgowania i zgęstnienia sosu.
Gotowy sos wlewamy do fasolki z dodatkami, dokładnie ale delikatnie, żeby nie rozwalić fasolki, wszystko razem mieszamy. Przykrywamy miskę folią spożywczą i marynujemy fasolkę z sosem i dodatkami przez minimum 2, najlepiej 3-4 godziny. Co jakiś czas warto ją zamieszać – fasolka wchłonie prawie cały sos.
Można ją podać jako sałatkę, przystawkę, albo samodzielne danie na lunch, obiad czy kolację. W tym wydaniu świetnie sprawdzi się na tostach z chleba na zakwasie posmarowanego olejem lnianym, podana z jajkiem w koszulce* posypanym szczypiorkiem i grubo mielonym pieprzem.
*Idealny i idiotoodporny przepis Yotama Otolenghi’ego na jajko w koszulce które zawsze wychodzi jest zaskakująco prosty. Nie potrzebne Wam żadne wiry ani ocet, ani zaklęcia czy specjalna modlitwa nad garnkiem 😉 Wlewamy do szerokiego rondla wodę – do połowy jego wysokości. Solimy i stawiamy na gaz – powinna mocno się gotować. Jajka wbijamy do dwóch osobnych miseczek, z miseczki wlewamy do wody zaraz nad jej taflą i… wyłączamy gaz. Garnka nie przykrywamy.
Odmierzamy stoperem 4 minuty dla jajek rozmiaru M, 4,30-4.40 dla jajek rozmiaru L. Jak w każdym wypadku – im świeższe jajko tym lepsze – będzie miało bardziej zawarte, a nie wodniste białko. Wyławiamy ostrożnie łyżką cedzakową i podajemy od razu.
SKŁADNIKI
- 2 puszki drobnej białej fasolki (po 400g pojemności każda, czyli 440g fasolki po odcieku)
- 5-6 połówek suszonych pomidorów
- 4-5 jabłuszek kaparowych albo czubata łyżka drobnych kaparów z zalewy
- 1 czubata łyżeczka marynowanego zielonego pieprzu
- 1 cebula szalotka
- 1 średni ząbek czosnku
- 1 czubata łyżka posiekanej natki pietruszki
- 6 łyżek dobrej oliwy z oliwek
- 1 łyżka octu z czerwonego wina
- 1 łyżka soku z cytryny
- 1 czubata łyżeczka miodu
- 1 łyżeczka suszonej bazylii
- 1 łyżeczka suszonego oregano
- sól
- pieprz
6 komentarzy na temat “Marynowana po włosku drobna biała fasolka”
NIE WIERZĘ! To nie może być aż tak proste z tym jajem… Zaraz jutro wypróbuję (a mam swoje jajka, ha!)
Jest proste Marzyniu, innego przepisu już nie używam 🙂
Tutaj masz przykład na takim superświeżym, kilkugodzinnym jajku -> https://www.karointhekitchen.com/wege/puree-z-kalafiora-z-boczniakami-i-jajkiem-w-koszulce/
(PS>: zazdroszczę kur! marzę o własnym stadku!)
OOOOO, to po tej renowacji szklarni widzę, że planujesz własny kurnik! a co na to Twój kudłaty rudzik? zostanie pomocnikiem?
ale do rzeczy! sałatka wyszła pyszna! jak tylko dostanę puszkę z bobem wypróbuje i bobową wersję.
miałam w warzywniku młodziutki czosnek (forma szczypiorowa jeszcze) i dałam taki zielony.
dzięki za pomysł na fasolę.
Taki młody czosnek pyszna rzecz!
Kurnika nie planuję, a koty nasze oba są niewychodzące, nie ma opcji żebym je ze sobą zabierała na działkę…
Na razie mamy zamiast kurnika jeżowisko, z którego bardzo się cieszę 🙂 Robiłam wszystko, żeby jeże do ogrodu przywabić jesienią i udało się!
Twoja sałatka smakuje wszystkim, którzy ja zrobili, znowu dałaś doskonały pomysł!
Jeżowisko fajna rzecz, ale moje koty wychodzą do ogrodu i mielismy kiedyś nocną scysję.
A czym je przywabiałaś ( oprócz zachęcającej kupy chrustu) ?
A u mojej mamy pani jeżowa “okociła się” i łaziła po ogrodzie z gromadką maluchów. A karmiła je na środku ogródka leżąc brzuchem do góry z maluchami.
Doroto, u nas góra chrustu, specjalnie zostawione na działce nr 2 dzikie niekoszone pola i wysiana z premedytacją łąka. A jeż zamieszkał w starej szklarni – z dachem nad głową, sporą ilością słomy do zakopania się, względną ciszą i mnóstwem ślimaków. Szwedzki stół! 😀